niedziela, 4 marca 2012

"nowe spodnie i masło do ciała"

Weekend wolny, z ukochanym, postanowiliśmy więc wybrać się na wspólne zakupy do galerii handlowej.
Zdołowana swoim zapominalstwem przez które ominęła mnie aukcja wyczekiwanych tregginsów, postanowiliśmy poszukać czegoś w sklepie.
I tak oto chciałam Wam przedstawić moje nowe spodnie i masło do ciała.
Ta daaaam:
 Gwoli ścisłości: nie, nie pomyliłam zdjęć: po lewej spodnie, po prawej masło do ciała.
Ale od początku..
W gruncie rzeczy obeszliśmy tylko parę sklepów i nie zmierzyłam niczego, bo nieoczekiwanie wstąpiliśmy na wyprzedaże w księgarni. I ugrzęzłam. Na tyle, że siłą narzeczony dopchał mnie do kasy. I tak oto zadowolona z zakupów przestałam myśleć o tregginsach. Stałam się nabywczynią "Kroniki szaleństwa".
"Kronika szaleństwa" opowiada historię pewnego niezwykłego lata, kiedy piętnastoletnia córka Michaela Greenberga oszalała. Zaczyna się od pełnego wizji załamania Sally na ulicach Greenwich Village, potem następuje opis pobytu dziewczynki w szpitalu psychiatrycznym na Manhattanie w czasie najbardziej upalnych miesięcy.
-
Czuję się tak, jakbym podróżowała i nie miała dokąd wrócić - stwierdza Sally w krótkiej chwili przebłysku świadomości. A jej ojciec ma wrażenie, że córka pędzi do jakiegoś miejsca, którego on nie potrafi sobie nawet wyobrazić. (...)"
Przeczytałam okładkę i poczułam, że głęboko ludzka książka powinna pozwolić oderwać się na chwilę od stresu życia codziennego. Przytrzyma w stanie zawieszenia między tym, co doczesne, a tym, co transcendentne.. Czyli to, co zupełnie może mnie pochłonąć.


A dlaczego masło do ciała wygląda tak a nie inaczej? A no najnormalniej w świecie stanęłam ostatnio na wadze. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów. I spostrzegłam, że potrzebuję wrzucić do kieszeni trochę kamyków. Spodnie wiosenne które wyciągnęłam z szafki zaczęły po prostu na mnie wisieć. A, że kobietą jestem (a kobietom zwykle ciężko dogodzić), w dodatku kobietą-chudzielcem, której chudzielcem "znudziło się" być, toteż w drodze powrotnej, będąc w Biedronce, masło do ciała straciło swoją wartość i w koszyku wylądowały kaszki, którymi postanowiłam się podratować między posiłkami dopóki nie wymyślę czegoś godnego uwagi.

Tak więc siedzę teraz nad książką i jem waniliową kaszkę. Tak, czytam przy jedzeniu. I pisząc tą notkę przestałam się już nawet zastanawiać nad tym, że przecież planowałam napisać dziś o czymś innym.
Życie.


2 komentarze:

  1. Uwieeeelbiam te kaszki!! Pyszne są :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak ja lubie te zakupy kiedy jade po jakies rzeczy a ostatecznie kupuje clakiem co innego :DDD

    OdpowiedzUsuń